Nasz Kościół, nr 76 (08.05.2011r)

ZAMYŚLENIA NAD SŁOWEM BOŻYM

Oto dwaj uczniowie Jezusa tego samego dnia, w pierwszy dzień tygodnia, byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i roz­prawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?”. Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imie­niem Kleofas, odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”. Zapytał ich: „Cóż takiego?”. Odpowiedzieli Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapew­niają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”. Na to On rzekł do nich: „O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały?”. I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykła­dał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im, Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu.

Niezwykłe święta skończyły się tragicznie. Ale życie toczy się dalej. Pascha minęła i dwaj uczniowie poszli załatwiać swoje sprawy w niedalekiej wsi Emaus. Smutni i przygnębieni, ale przecież trzeba iść dalej, jakoś się pozbierać. Zginął wielki Człowiek, potężny w słowie i czynie, wiele się po Nim spodziewano – ale takie jest życie, trzeba się z tym pogodzić. Są takie nadzieje, które umierają, i są takie oczekiwania, które rozpływają się w brutalnej rzeczywistości. Cóż, co się stało, już się nie odstanie. Szkoda, wielka szkoda. Uczniowie jednak dostali kolejną lekcję wiary. Dopiero przy stole olśniło ich. Nie zrozumieli nic z tego, co się w tych dniach wydarzyło. Nie rozpoznali Chrystusa, który zmartwychwstał.

Dopomóż mi, Duchu Święty, naznaczyć moją codzienność zmartwychwstaniem Jezusa. By ani przez chwilę nie było w moim sercu niewiary w Jego zwycięstwo.

Ania

 

CUDOWNE UZDROWIENIA ZA PRZYCZYNĄ JANA PAWŁA II

W Watykanie istnieje już pokaźna dokumentacja licznych cudownych uzdrowień, które się dokonały za pośrednictwem Ojca Świętego Jana Pawła II. Pragniemy przedstawić historię dwóch z nich.

1. Bliski współpracownik Papieża Jana Pawła II kard. Francesco Marchisano, odpowiedzialny za Bazylikę św. Piotra, ujawnił szczegóły swojego cudownego uzdrowienia dzięki modlitwie Ojca Świętego. Ten włoski kardynał zaprzyjaźnił się zks. bp Wojtyłą w 1962 r. Przed pięcioma laty poważnej operacji została poddana jedna z głównych szyjnych arterii, która dostarcza krew do mózgu. Niestety, podczas operacji, na skutek lekarskiego błędu, została sparaliżowana jego prawa struna głosowa. Mówił tak cicho i niewyraźnie, że nie można go było zrozumieć. Pewnego dnia przyszedł odwiedzić go Ojciec Święty. Dotykając chorego miejsca powiedział: "Nie lękaj się, zobaczysz, że Pan na nowo da ci głos. Będę się modlił za ciebie". W krótkim czasie po tym spotkaniu został całkowicie uzdrowiony.

2. Państwo Szechyńscy mają sześcioro dzieci. Ich córka Wiktoria urodziła się w Polsce w 1982 r. Zaraz po urodzeniu stwierdzono u niej złośliwego guza w piersi. W grudniu 1982 r. cała rodzina Szechyńskich emigrowała do Toronto. Guz rakowy u Wiktorii nieustannie się rozrastał. Leczenie okazało się nieskuteczne. Lekarze dawali Wiktorii maksymalnie trzy lata życia. W czasie pobytu Ojca Świętego w Toronto w 1984 r. rodzice dziewczynki za wszelką cenę chcieli, aby Jan Paweł II dotknął ich nieuleczalnie chorą córkę i pomodlił się za nią. Pragnęli w ten sposób całkowicie oddać swoje dziecko Bogu. Niestety, osobiste spotkanie z Papieżem okazało się niemożliwe. Nie zrezygnowali jednak i napisali do Watykanu z prośbą o prywatną audiencję dla Wiktorii. Ku ich wielkiej radość odpowiedź była pozytywna. Audiencja została ustalona na marzec 1985 r. Do Rzymu poleciała tylko mama z chorą córką. Danuta Szechyńska wspomina ze łzami w oczach moment, jak w Watykanie Jan Paweł II pojawił się i szedł w ich kierunku. Ojciec Święty wziął Wiktorię i ucałował ją. Powiedział do matki: "módl się i całkowicie ufaj Panu Bogu. Jeżeli Bóg zadecyduje, że Wiktoria ma pójść do Niego, to ją do siebie zabierze. Jeżeli Jego wolą jest, aby pozostała u Ciebie ... to tak się też stanie. Traktuj Wiktorię tak samo, jak inne twoje dzieci. Będzie tak, jak Pan Bóg pragnie, aby się stało".

Następnego dnia po audiencji mama z córką wróciły do Toronto. Po powrocie do Kanady Wiktoria tak źle się poczuła, że musiano natychmiast odwieźć ją do szpitala. Lekarze byli pewni, ze to są ostatnie chwile jej życia. Po kilku dniach leczenia stwierdzili, że będzie lepiej, by Wiktoria wróciła do domu i zmarła w otoczeniu najbliższej rodziny. Po powrocie do domu, ku zaskoczeniu wszystkich, Wiktoria poczuła się bardzo dobrze. Późniejsze badania stwierdziły całkowite zniknięcie dużego guza nowotworu.

Teraz Wiktoria ma 22 lata, a regularne badania lekarskie wykazują całkowite uzdrowienie. Studiuje prawo, jest osobą głęboko wierzącą, dużo czasu poświęca na codzienną modlitwę, kocha sport, a szczególnie pływanie, jazdę na nartach, grę w piłkę nożną, uwielbia chodzenie po górach i wspinaczkę wysokogórską. Każdego poranka jej pierwszą czynnością jest modlitwa, dziękczynienie Bogu, że dał jej kolejny dzień życia, kolejną szansę.

W sobotę 2 kwietnia po godzinie 15 czasu kanadyjskiego, poczuła wewnętrzny impuls, aby pójść do swego pokoju, w którym wisi jej fotografia z Ojcem Świętym, aby się modlić w intencji ciężko chorego papieża. "Klęknęłam i modliłam się, dopiero później przyszła do nas wiadomość, że właśnie w tym samym czasie umierał Jan Paweł II. Modliłam się i płakałam. Wypełnił swą misję na ziemi... nauczył nas, jak mamy żyć, cierpieć i umierać. Nauczyłam się, jak ważne jest życie, jak kruche jest ono na ziemi, że całkowicie jesteśmy w rękach kochającego Boga oraz jak wielkim skarbem jest wiara. To jest chyba najważniejsze, co papież Jan Paweł II przekazywał całemu światu w czasie swojego pontyfikatu".

Ks. Jacek Nowak

 

KREMÓWKI

(...) A tam była cukiernia. Po maturze chodziliśmy na kremówki. Że myśmy to wszystko wytrzymali, te kremówki po maturze.

Takie wspomnienie wypowiedział Ojciec Święty na zakończenie spotkania z rodakami na wadowickim rynku 16. czerwca 1999 roku.

Od tej pory kremówki cieszą się niezwykłym powodzeniem, smakują zawsze świetnie, no i wszędzie (nie tylko w wadowickiej cukierni) są... papieskie.

Kremówki:

  • mąka, 3 szklanki
  • margaryna
  • cukier, 1 szklanka
  • cukier wanilinowy
  • proszek do pieczenia, 1 łyżeczka
  • budyń o smaku waniliowym, 3 opakowania
  • mleko, 1 litr
  • wiórki kokosowe, 20 dkg
  • cukier puder, 1 szklanka

Zagnieść ciasto ze składników: mąki, 1/2 kostki margaryny, cukru, proszku do pieczenia i 2 jajek. Ciasto wyłożyć na nasmarowaną tłuszczem blachę. Na ciasto wyłożyć ugotowane budynie WINIARY w 1 litrze mleka.

Na budyń wyłożyć przygotowaną masę kokosową, którą wykonać trzeba następująco: 1/2 kostki margaryny rozetrzeć z 2 żółtkami, dodać cukier puder i cukier wanilinowy. Do tego ubitą pianę z białek i wiórki kokosowe, wymieszać. Wykładać na budyń. Piec 40-45 minut


BARKA

Papież o „Barce” 18. sierpnia 2002 roku -  po zakończeniu Mszy św. na krakowskich Błoniach, gdy zgromadzeni zaśpiewali "Barkę", papież zwrócił się do wiernych tymi słowami: "Chciałem powiedzieć, na zakończenie, że właśnie ta oazowa pieśń, prowadziła mnie z Ojczyzny przed 23 laty. Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok konklawe, i z nią, z tą oazową pieśnią nie rozstawałem się przez te wszystkie laty. Była jakimś ukrytym tchnieniem Ojczyzny, była też przewodniczką na różnych drogach Kościoła i ona przyprowadzała mnie wielokrotnie tu - na krakowskie Błonia, pod Kopiec Kościuszki. Dziękuję ci, pieśni oazowa."

Wywiad z autorem

Rozmowa z ks. Stanisławem Szmidtem, salezjaninem, autorem polskiego tekstu "Barki".

Czy przypomina Ksiądz sobie czas, w którym powstała "Barka"?

W latach 70. ks. Stanisław Skopiak z Włoch przywiózł masę melodii. Polski tekst do "Barki", o ile pamiętam, mogłem napisać w roku 1974 bądź w 1975. Zawsze pisałem w nocy, bo w ciągu dnia miałem dużo lekcji w naszym seminarium w Lądzie n. Wartą. Pamiętam, że trochę nad tym tekstem się wściekałem, bo zwrotek było sporo, a ja hiszpańskiego nie znałem. Chwytałem jakieś pojedyncze słowa, których znaczenie wyprowadzałem z łaciny. Pamiętam, że byłem zły, bo czułem, że napisałem nie to, co powinienem napisać. Siedziałem do późna w nocy i pisałem. Po jakimś czasie przyjechałem na Wodną do Łodzi i usłyszałem ks. Ireneusza Chmielewskiego śpiewającego właśnie "Barkę". I to właśnie on, jako misjonarz i kaznodzieja, "rozwiózł" ją po Polsce, ucząc tej pieśni ludzi, zwłaszcza młodzież. A bardzo się zdziwiłem, kiedy usłyszałem ją w Gnieźnie w 1979 roku podczas pielgrzymki Ojca Świętego. Moje zdumienie było jeszcze większe, kiedy widziałem, że Ojciec Święty śpiewa ją z pamięci.

Co Ksiądz wtedy odczuwał?

Czułem się sympatycznie. Byłem zadowolony, że to, co się zrobiło, żyje i służy. Cieszyłem się, że to śpiewa Ojciec Święty, ten, którego bardzo kochałem i którego wszyscy kochamy.

A kiedy teraz słyszy Ksiądz Barkę, ma podobne odczucia jak wówczas?

Muszę powiedzieć, że z powodu "Barki" doznałem także sporo przykrości. Był czas, że się denerwowałem, kiedy ją słyszałem. Teraz już to minęło.

Czy Ksiądz spotkał osobiście Jana Pawła II?

Na audiencji osobistej nigdy nie byłem. Natomiast 6 lutego 1980 uczestniczyłem w audiencji ogólnej. Wtedy przebywałem w Rzymie na kursie formacji zakonnej i pod koniec kursu postanowiłem, że muszę mieć zdjęcie z Papieżem. Kilka dni przed powrotem do Polski poszedłem we środę na audiencję. Wyszedłem wiele godzin wcześniej, tak żeby zająć miejsce przy barierce. Wiedziałem, że fotograf papieski robi zdjęcia tylko wtedy, kiedy Ojciec Święty się zatrzymuje. Kiedy więc Jan Paweł II był ode mnie jakieś 3-4 kroki, powiedziałem po polsku: "Ojcze Święty, ja jestem autorem Barki". Zatrzymał się jak sparaliżowany, stanął przy mnie i mówi: "Ale pierwowzór był chyba południowoamerykański". Powiedziałem: "Tak, ale po polsku to ja to napisałem". Papież ucałował mnie w czoło. Wtedy zdjęć zrobiono mi rzeczywiście sporo.

Wróćmy do czasu powstania polskiego tekstu "Barki". Wtedy powstały i inne polskie teksty do owych przywożonych z Włoch śpiewów, jak chociażby "Serce wielkie nam daj".

Tak, było ich wtedy naprawdę dużo. Śpiewnik "Radośni przed Panem", który został wówczas przygotowany, zawiera jedynie jakąś jedną trzecią tego, co wtedy zrobiliśmy.

Skąd się wzięło zainteresowanie śpiewami z innych krajów? Czy stąd, że wówczas niewiele było w Polsce nowych śpiewów kościelnych?

Chyba tak. To były lata 70. Melodie włoskich i hiszpańskich śpiewów liturgicznych bardzo odbiegały od polskich. I nie chodzi tu o specyfikę kulturową, ale o - powiedziałbym - inną muzykę liturgiczną.

A czy napotykał Ksiądz na trudności w dopasowaniu polskiego tekstu do tych włoskich i hiszpańskich melodii?

Tak, pod niektóre melodie było bardzo trudno podłożyć słowa. Czasami musiałem się bardzo łamać, bo akcenty nie pasowały. To się jednak robiło z potrzeby chwili. Ja samych tekstów ani wcześniej, ani potem nie pisałem. Te które powstały były pisane, bo ktoś mnie o to prosił. Również w ten sposób powstał tekst do pieśni "Usłysz Bożej Matki głos". Ks. Zbigniew Malinowski przyniósł mi melodię, a ja dopiero do melodii dopisałem słowa.

Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.


źródło: http://www.jp2wielki.xk.pl/barka.htm

 

MŁODZIEŻOWA PIELGRZYMKA NA BEATYFIKACJĘ

Podsumowania zwykle są na końcu, ale tym razem niech będą wprowadzeniem. 49 pielgrzymów, w tym dwoje księży i pilot. Dwoje kierowców. 3500 przejechanych autokarem kilometrów, w ciągu około 40 godzin (w tym 3 godziny i 40 minut spędzonych na postojach). Pobyt w samym Rzymie wynoszący 35 godzin (w tym na sen przeznaczonych zostało od 0 do 5 godzin snu, w zależności od potrzeb) i około 28 kilometrów przebytych pieszo tras. 800 litrów spalonego paliwa. Wrażenia – niezapomniane.

A teraz po kolei. Nie mogło być przecież tak, aby w jednym z najważniejszych dni dla naszego kraju i wszystkich katolików nie tylko w Polsce, ale i na świecie, zabrakło młodych pielgrzymów ze śląska i małopolski! I przy podejmowaniu decyzji dotyczącej wyjazdu na beatyfikację chyba każdy z nas obawiał się, że przecież będzie mnóstwo ludzi, że być może nie będziemy nawet w pobliżu Placu św. Piotra, że nic nie zobaczymy. Jednak chęć bycia tam, pośród milionów innych pielgrzymów z różnych stron świata, zwyciężyła nad obawami i odważyliśmy się pojechać. Nawet jeśli będziemy zmęczeni i prawie nic nie zobaczymy.

Autokar wyruszył najpierw z Wolbromia i w Będzinie zabrał resztę pielgrzymów. Ksiądz Szymon Wojciechowski z parafii w Wolbromiu i ksiądz Grzegorz Półtorak z Będzina-Łagiszy odprawili uroczystą Mszę św. w kościele na „Syberce”. Za pomyślą podróż i łaski Boże. Potem wyruszyliśmy. W autokarze była modlitwa, śpiewy, archiwalne nagrania przemówień papieża Jana Pawła II do młodzieży. Humory dopisywały, mimo prawie 20 godzin podróży.

Rzym przywitał nas deszczem, choć chyba w każdym z nas tliła się nadzieja, że przecież Ojciec Święty patrzy na nas z góry i nie pozwoli abyśmy mokli przez całe dwa dni, a zwłaszcza w nocy, gdy mieliśmy spać pod gołym niebem. I nasze prośby zostały wysłuchane – po wieczornym czuwaniu na Circo Maximo deszcz już więcej nie dokuczał, a w niedzielę była piękna pogoda. Może było nawet zbyt gorąco...

Jeszcze przed sobotnim czuwaniem zdążyliśmy zostać oprowadzeni przez naszego pilota Mariusza Kłobucha po trzech (z czterech) większych bazylikach: św. Pawła za Murami, św. Jana na Lateranie oraz Matki Bożej Większej. Przeszliśmy także obok Koloseum. Oprócz tych niezwykłych miejsc, Rzym był dla nas wspaniały również z powodu panującej w nim tego i kolejnego dnia atmosfery. Na ulicach można było spotkać pielgrzymów z całego świata. Nieśli flagi narodowe, kupowali pamiątki związane z beatyfikacją, pozdrawiali się wzajemnie. Również nasza grupa była zaopatrzona w koszulki z nadrukiem błogosławionego Jana Pawła II. Tysiące pielgrzymów spędziło noc w „hotelu wielogwiazdkowym”, czyli pod gołym niebem, w śpiworach na ulicach miasta – wspomina Agnieszka z Jaworzna, uczestniczka naszej pielgrzymki. Dlaczego na ulicach? Przede wszystkim po to, aby być jak najbliżej Placu św. Piotra na którym w niedzielę 1 maja miała odbyć się beatyfikacja. Oczywiście nie było łatwo się tam dostać. Każdy chciał być jak najbliżej, zająć jak najlepsze miejsca, przez co w wielkim tłoku dochodziło niekiedy do ostrej wymiany słów między niektórymi grupami pielgrzymów – dodaje Agnieszka. Wszystko jednak było „do zniesienia” i w końcu, po wielu godzinach okupowania zajętych miejsc, spania na siedząco lub półleżąco, wybiła godzina 10:00 i rozpoczęła się msza święta. Dla tej chwili warto było przyjechać tyle kilometrów. Gdy papież Benedykt XVI ogłosił Jana Pawła II błogosławionym, a jego święto wyznaczył na 22 października, wszyscy zaczęli krzyczeć z radości, bić brawo i płakać. W tym momencie spełnił się cel naszej podróży.

Po mszy świętej zwiedziliśmy jeszcze charakterystyczne zabytki Rzymu jak Panteon, Fontanna di Trevi i Schody Hiszpańskie. Wieczorem wróciliśmy znowu na Plac św. Piotra, aby ustawić się w długiej kolejce do bazyliki i móc pomodlić się przy trumnie naszego papieża. Była to kolejna niezwykle wzruszająca chwila tego dnia. Mimo zmęczenia i wyczerpania sił, które wiązało się z trudem pielgrzymowania, uroczystość na Placu św. Piotra, a także możliwość uklęknięcia przed trumną papieża była nagrodą i zaszczytem. Nic więc dziwnego, że nie tylko ja uroniłam łzę wzruszenia.. Życzę każdemu uczestnictwa w tak dobrze zorganizowanej pielgrzymce, aby mógł przeżyć to, co my przeżyliśmy! Miejmy nadzieję, że kanonizacja będzie taką okazją. Oby już w niedalekiej przyszłości! – podsumowuje jedna z uczestniczek pielgrzymki, Gabrysia z Będzina.

Po oddaniu czci błogosławionemu Janowi Pawłowi II wyruszyliśmy do autokaru i wróciliśmy do kraju. Ale to nie koniec naszej pielgrzymki. Myślę, że każdy z nas pielgrzymuje nadal, tyle, że teraz duchowo. Pokrzepieni wiarą i Bożymi łaskami przeżywamy nadal to, co wydarzyło się 1 maja w Rzymie. Wzruszenie, poczucie szczęścia i spełnienia jakiegoś osobistego obowiązku, a także miłość do papieża-Polaka urosła w naszych sercach i umocniła nas w wierze.

Ania Śmigielska

 


Miłość mi wszystko wyjaśniła...

Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała.
A że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu,
w którym nie ma nic z fali huczącej,
nie opartej o tęczowe pnie,
ale wiele jest z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa
i tą światłością po liściach nie
osrebrzonych tchnie. Więc w tej ciszy ukryty ja - liść,
oswobodzony od wiatru,
już się nie troskam o żaden
z upadających dni,
gdy wiem, że wszystkie upadną.

Karol Wojtyła

 

NA IMIĘ POLSKA

Na balkonach domów, w oknach, na budynkach mieszkań, urzędach, każdego roku 3 Maja łopoczą na wietrze biało-czerwone flagi.

W wielu miastach i wioskach organizowane są przemarsze pod pomniki, gdzie składane są symboliczne narodowe wiązanki, odbywają się Msze św. za Ojczyznę. Również i w naszym kościele 3 Maja odprawiona została Msza św. w intencji Polski i Polaków. I chociaż zupełnie niesprzyjająca pogoda, która w niczym nie przypominała majowego piękna wiosny, przestraszyła zapewne wielu mieszkańców Grodźca, to jednak symbolicznie zebraliśmy się, aby we wspólnej Eucharystii Panu Bogu podziękować za wolność. W pięknie i świątecznie jeszcze ustrojonym kościele, obecne poczty sztandarowe grodzieckich organizacji, skromna reprezentacja lokalnych władz oraz harcerze – wszyscy stanowili wymowne zewnętrzne świadectwo wiary i patriotyzmu.

W ogóle w tym roku początek maja ma chyba dla nas wszystkich szczególne znaczenie. 1 maja – beatyfikacja Papieża-Polaka, a zaraz potem święto Maryi i Polski. A nad tym wszystkim Niedziela Miłosierdzia Bożego.

W obliczu codziennej, niełatwej przecież rzeczywistości polskiej, wobec toczących się politycznych sporów i potyczek, przemian gospodarczych i społecznych pojawia się pytanie o kształt dzisiejszego patriotyzmu. Czy on w ogóle ma jeszcze sens?

Maryjo Królowo Polski, Błogosławiony Jan Paweł II całym sercem pokochał Maryję. Oddał się Jej całkowicie, kiedy zabrakło na ziemi ukochanej mamy. I całym sercem kochał Polskę. Nawet, a może zwłaszcza wówczas, kiedy kochać ją było trudno, być może tak, jak nam – ludziom młodym – dzisiaj. Dla Jana Pawła II ojczyzna, a zarazem patriotyzm oznaczał zawsze to samo: odpowiedzialne kształtowanie środowiska zamieszkania i środowiska pracy, uważną troskę o niedziele i dni świąteczne, kultywowanie gościnności, pomocy sąsiedzkiej, kultury politycznej.

I tak sobie myślę, że najpiękniejszą lekcję patriotyzmu dał nam wszystkim nowy Błogosławiony, kiedy wysiadając z samolotu na polskiej ziemi, najpierw ze czcią ją całował… Oto syn twój, oto matka W naszym kościele Msza św. za ojczyznę 3 Maja odbyła się o godz. 15.00. Uroczystości prowadził ks. Paweł, który na wstępie powitał wszystkich zebranych i podziękował wszystkim za przybycie.

W wygłoszonym kazaniu ks. Paweł mówił najpierw o ewangelicznym przesłaniu „testamentu z krzyża”, co on oznacza dla nas z osobna i dla nas Polaków. Z charakterystycznym dla siebie wdziękiem i urokiem, ale jednocześnie jasno i konkretnie przypomniał nam wszystkim znaczenie święta 3 Maja. Z jednej strony jest to święto narodowe: upamiętniamy kolejną rocznicę uchwalenia w Polsce Konstytucji 3 Maja. Pierwszej Konstytucji w Europie, ugruntowującej i wzmacniającej Królestwo Polskie, jego odwagę i siłę. Z drugiej - 3 Maja to święto Matki Boskiej Królowej Polski. Ks. Paweł, powołując się na historię i literaturę pokazał, że Maryja w narodzie polskim obecna była od zawsze. To Jej powierzali się królowie przed wyruszeniem na bitwę, o Niej pisali narodowi poeci, w Maryi widzieli obrończynię Polski pisarze „ku pokrzepieniu serc”; przypomniał potop szwedzki i obronę Jasnej Góry.

O Maryjo i Pani Jasnogórska, pragnę zawierzyć Tobie raz jeszcze mój Naród. Jestem jego synem, noszę w sobie całe dziedzictwo jego kultury, jego historii, dziedzictwo zwycięstw, ale także dziedzictwo klęsk. (bł. Jan Paweł II)

Polska kosztuje i patriotyzm kosztuje. Jan Paweł II mówił: nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała. Naród zaś jest przede wszystkim bogaty ludźmi, bogaty człowiekiem. A kard. Wyszyński powtarzał: Polaków nie zdobywa się siłą, lecz sercem.

Ks. Paweł przypomniał nam wszystkim również Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego. Nie chodzi przecież o to, aby je kojarzyć czy znać, ale o to, aby nimi żyć. Zachęcał do modlitwy za tych, którzy reprezentują nas – Polaków – na szczeblu lokalnym i państwowym.

Po zakończonej Eucharystii wszyscy z wiarą i nadzieją odśpiewaliśmy tradycyjne „Boże, coś Polskę”, po czym w zwartej kolumnie przy padającym majowym śniegu (!) i marszowych rytmach orkiestry udaliśmy się pod pomnik złożyć kwiaty.

Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością. (bł. Jan Paweł II). Przyjmijmy.

Asia

 

ANEGDOTY O OJCU ŚWIĘTYM

Podczas powitania w Monachium Papież spytał licznie obecne dzieci: "Dano wam dziś wolne w szkole?". "Tak" - wrzasnęła z radością dzieciarnia. "To znaczy - skomentował Jan Paweł II - że papież powinien częściej tu przyjeżdżać".

Podczas jednej ze swoich wizytacji rzymskich parafii Papież - jak to ma w zwyczaju - wdał się w rozmowę z dziećmi: - Wy jesteście młodzi, a ja już jestem stary - powiedział. - Nie, nie jesteś stary - gromko zaprotestowały dzieci. - Tak, ale jak jestem z wami, to dziecinnieję - replikował Papież

Karol Wojtyła lubił żartować także z dziennikarzami. "Ilu polskich kardynałów jeździ na nartach?" - zapytali go kiedyś zagraniczni dziennikarze, którzy wiedzieli już o jego sportowej pasji. "40 procent" odpowiedział poważnie kardynał Wojtyła. "Ale przecież w Polsce jest tylko dwóch kardynałów" - dziwili się dziennikarze. "Ale kardynał Wyszyński stanowi 60 procent" - odpowiedział.

Kiedy jedna z sióstr opiekujących się zapiskami siostry Faustyny zapytała kardynała Wojtyłę czy może je zawieźć księdzu, który miał napisać teologiczną opinię na temat "Dzienniczka", ten odmówił stanowczo. "Będzie Siostra jechała tramwajem, tramwaj się wykolei, i Dzienniczek zginie. I Siostra zginie, ale to nic, bo Siostra pójdzie do nieba. A Dzienniczek nie może zginąć!".

Któregoś wieczoru, podczas szpitalnej rekonwalescencji w klinice Gemelli po zamachu na Placu świętego Piotra, Papież wyszedł ze swojego pokoju na opustoszały korytarz. Rozejrzał się i powiedział: "Ładne rzeczy, wszyscy sobie poszli, a mnie zostawili!"

W 1927 roku - wkrótce po tym, jak amerykański lotnik Charles Lindbergh samotnie przeleciał nad Atlantykiem - zapytano małego Karola Wojtyłę: - Kim chciałbyś zostać? -Będę lotnikiem! - odpowiedział chłopiec. - A dlaczego nie księdzem? - Bo Polak może być drugim Lindbergiem, ale nie może zostać papieżem.

 

INFORMACJE

Zapowiedzi przedślubne:

  • Małgorzata Marosz, panna z parafii pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Krakowie i Marcin Warmuz, kawaler z naszej parafii

Ochrzczeni:

  • Zuzanna Karolina Nowak

Zmarli:

  • Maria Wieczorek
  • Stanisław Bramora
  • Kazimierz Kasprzyk

 

ŻYCZENIA

Stanisławowi Wieciech w dniu imienin życzymy Bożego błogosławieństwa, opieki Matki Bożej, wstawiennictwa Świętych Patronów, zdrowia, spokoju oraz radości.

Życzenia składają córka Anna z rodziną.

 

Z okazji urodzin Bolesławowi życzenia spełnienia zamierzeń, planów i zamysłów. Niech zawsze towarzyszą Ci miłość, mądrość i wrażliwość, a obok zdrowie, i siły fizyczne oraz duchowe. Zachowaj swój optymizm i patrz z ufnością w przyszłość, a wszystko osiągniesz.

Żona, córka i syn z rodzinami.

 

Irenie Niedbał – z okazji imienin – życzenia zdrowia, szczęścia, pomyślności, satysfakcji z realizowania codzienności, błogosławieństwa Bożego, łask i potrzebnych sił

życzy córka Mariola z rodziną

 


Redakcja: Anna Śmigielska, Joanna Stępień, Anna Faryna, Ks. Piotr Pilśniak

E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Życzenia, artkuły oraz wiersze można przysyłać pocztą elektroniczną na adres NK.

Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzenia korekty nadesłanych tekstów.

"Człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego prawdziwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostatecznie przeznaczenie"