Nasz Kościół, nr 25 (16.05.2010r)

ZAMYŚLENIA NAD SŁOWEM BOŻYM

Zakończenie Ewangelii według świętego Łukasza:

Jezus powiedział do swoich uczniów: ”Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie uzbrojeni mocą z wysoka”. Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce pobłogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga.

Dzisiejsza niedziela mimowolnie kieruje nasz wzrok ku Niebu. Uroczystość Wniebowstąpienia Chrystusa. Ten obraz pobudza naszą ludzką ciekawość. Jak tam właściwie jest? Co mnie tam czeka? W historii chrześcijaństwa obraz Nieba próbowano nakreślić na różne sposoby. Najczęściej wyobrażano je sobie jako wspaniały ogród, w którym unosił się cudowny zapach nieustannie rozkwitających kwiatów. Nie możemy jednak zapomnieć, że właśnie Niebo nadaje sens naszemu życiu w doczesności. Ojciec Mirosław Szwajnoch pisze tak: Dla cierpiącego - Niebo będzie uzdrowieniem. Dla smutnego - radością. Dla pokrzywdzonego - sprawiedliwym wynagrodzeniem krzywdy. Dla tego, kto nie doświadczył miłości - pełnią miłości bez końca. Dla zalęknionego i zatrwożonego - wyzwoleniem. Dla samotnego - wspólnotą przyjaźni. Dla dociekliwego - odpowiedzią na najtrudniejsze pytania o sens wszechświata. Niezależnie jednak od naszych oczekiwań i wyobrażeń, Niebo będzie przeniknięciem w Boga, który jest największą doskonałością, najwyższym dobrem i najpełniejszą miłością. A skoro tak, to ludzie będą szczęśliwi, bo będą się kochać pełnią miłości. I nie będzie tam zazdrości, nienawiści, nieszczerości i złośliwości. Ale póki co, pozostajemy jeszcze na Ziemi. To zachęta, aby wsłuchać się w słowa Cyryla Jerozolimskiego: "Niebem mogliby być równie dobrze ci (...), w których Bóg mieszka i żyje."

Tak zatem, zanim sprawdzimy jak naprawdę jest w Niebie, to sami mamy szansę, aby stać się kawałkiem nieba dla drugiego człowieka.

Ania

 

... ŻE MA SENS

Nieco o cierpieniu

Już trochę czasu minęło od 10 kwietnia. Od tamtego dnia, tamtej soboty. Wracamy do codzienności. Ale w pamięci wciąż żywe pozostają emocje, refleksje. I chyba nie kończące się pytania. Dlaczego? Co teraz szukamy ciągle odpowiedzi. Kiedy wracam pamięcią do tamtej soboty… Szok. Niemożliwe! …i pojawiająca się niczym iskra myśl: dla Boga nie ma nic niemożliwego… Paradoks?

A potem wszędzie tysiące spekulacji, łączenie faktów. Szukanie, kto winien. Może i nawet osądy, ostra krytyka, usprawiedliwianie.

Tamta śmierć tak bardzo nami wstrząsnęła, bo przyszła nagle. Po tak wielu. Wbrew logice, rozumowi. Bo nikt się jej nie spodziewał. Bo po ludzku nie miała prawa się zdarzyć.

Ale nie chcę dziś pisać o tamtej sobocie i opisywać dokładnie tego, co się wtedy wydarzyło.

Tamta śmierć dotknęła tysięcy ludzi, tysiące rodzin. Ból, łzy. Ta nagłość, ta szybkość. Nagle wszystko przestało się liczyć, stało się inne. Ta tragedia może w kimś z nas dotknęła osobistych, bolesnych wspomnień.… Ci, co odeszli, i ci, co pozostali. I przecież nie ma znaczenia, czy to brat bliźniak, czy starszy brat. A syn dla matki pozostanie zawsze synem. Ojciec, syn, mąż, żona, matka… Oni. I ci, co pozostali. I to wszystko w czasie, kiedy o krzyżu jakby zapomnieliśmy, radując się wyjściem Zwycięzcy z grobu.

Cierpienie... Patrząc przez pryzmat tamtej tragedii, stało się ono jakoś jaskrawsze, bardziej wyraźne. Jak to właściwie jest z tym cierpieniem?

Chyba nie jesteśmy w stanie do końca go zrozumieć. Tak po ludzku, rozumem i racjonalnie. No bo tego nie da się wytłumaczyć! Obliczyć, wyciągnąć średnią. Na pewno nie możemy traktować cierpienia w kategoriach kary. Chyba raczej w kategoriach daru i zadania… Choć bardzo trudnego daru. Nie zawsze rozumiem. Każdego dnia szukam odpowiedzi, istotności cierpienia, jego potrzebności. Buntuję się.

Cierpienie możemy jedynie albo przyjąć, albo odrzucić. Wobec niego, tak jak wobec miłości, nie możemy pozostać obojętnymi.

Znalezienie odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia możliwe jest tylko wówczas, gdy człowiek odkryje całą prawdę o sobie, kim on jest… Ktoś (ważny dla mnie) powiedział kiedyś, że na śmierć gotowy jest ten, kto doświadczył w życiu dwóch rzeczy: prawdziwej miłości i prawdziwego cierpienia… Mocne i konkretne. Pełnia naszej istoty zawiera się w tych dwu: Miłości, do której dochodzimy przez cierpienia, i w cierpieniu, którego sens odkryjemy dopiero w pełni miłości.

I znów powracam pamięcią do tamtych dni kwietnia. Pełne świątynie, solidarne gesty. Bez wzajemnych oskarżeń. I Bóg przestał przeszkadzać, przestał być niewygodnym. Nie chodzi tu o ocenianie. Chyba wszyscy pragnęliśmy wtedy raz jeszcze na nowo uwierzyć w sens. Zobaczyć sens Krzyża, sens tego, co w codzienności negujemy, czemu zaprzeczamy, odrzucamy, czego się boimy. Cierpienie można zrozumieć tylko w kontekście odniesienia się do wartości absolutnych. (W. Frankl)

I jeszcze jedno. Cierpienie to tajemnica. Tajemnicy istnienia w świecie cierpienia nic można wyjaśnić przy pomocy samej ludzkiej inteligencji. Mówi, że cierpienie, jest tajemnicą szczególnie nieprzeniknioną i dla­tego jakże trudną do zrozumienia do przyjęcia przez człowieka.

Kiedy i u nas w kościele była modlitwa i Msza za tych, co zginęli, nie było kazania. Tylko słowa wyjaśnienia: bo w życiu są momenty, kiedy potrzeba bardziej milczenia.…

Odpowiedź, jaką cierpiący daje swym cierpieniem, na pytanie, po co się cierpi, jest zawsze odpowiedzią bez słów. Ostatnie słowo, nie dotyczące cierpiącego lecz jego bliźniego, (…) współczucie – jest równie pełne sensu i bezsłowne. Pocieszanie ma swe granice – gdzie nie wystarczą wszelkie słowa, tam zbędne jest każde słowo.(W. Frankl)

Cierpienie jest tajemnicą. Próbuję pojąć tajemnicę, więc i ja próbuję milczeć, więc i ja uczę się milczeć, ale być…

Asia

 

...KSIĄDZ. KIEDY MYŚLĘ...

Niedługo kończy się oficjalnie Rok Kapłański ogłoszony prze papieża Benedykta XVI. To jakoś tak skłania do refleksji nad rolą kapłanów, osób duchownych w moim życiu, w życiu ludzi świeckich. No bo po co właściwie oni są? Z pewnością każdy z nas choć raz postawił sobie takie pytanie.

I ten Rok Kapłański był nam dany chyba po to, aby łatwiej nam było pochylić się nad tym powołaniem. Może jakoś bardziej je zauważyć… Nie wiem. Jak wykorzystaliśmy ten czas?

Wydaje mi się, że nam – ludziom świeckim – bardzo trudno jeszcze ciągle jest jakoś przyjąć, że ksiądz to ktoś spośród nas, taki jak my. Mamy tendencje traktowania osób duchownych jak kogoś „ponad”, zapominając, że ksiądz to normalny człowiek! Czasem głodny, zmęczony, że jemu też może się najzwyczajniej czegoś nie chcieć!

Mamy też tendencję do przyjmowania, uznawania obecności księży w wybranych sferach życia. Jak ksiądz to kościół, niedziela, kolęda. A inne sfery życia? No, to już nie; przecież kapłani są „nieżyciowi”, i się nie znają…

Chyba też łatwiej jest nam wybaczać i tłumaczyć nasze słabości, a wobec księży stosujemy większą krytykę i radykalizm. Bo kapłan to ktoś ponad, jemu nie wypada, nie wolno, nie powinien. Ale przecież ksiądz to ktoś spośród nas. Tak, jak my upada, ma swoje wady, słabości.

Rok Kapłański był nam dany po to, byśmy bliżej i głębiej mieli szansę przyjrzeć się temu powołaniu, byśmy uświadomili sobie może, jak bardzo w naszym życiu potrzebujemy kapłanów; tych „nieżyciowych”, z którymi może pierwszy raz mieliśmy odwagę naprawdę szczerze rozmawiać… I chyba też po to, byśmy zobaczyli, że tak, jak oni potrzebni są nam, tak samo oni potrzebują nas. Naszej obecności, życzliwości, zrozumienia, a nade wszystko naszej modlitwy. Nie krytyki, podejrzliwości, komentarzy. Modlitwy!

To od nas też zależy, jakich kapłanów będziemy mieć wokół. Czy będziemy umieli, czy dziś potrafimy przyjąć ich obecność, ich służbę, taką jak jest? I za nią podziękować? „-Bo gdybyśmy mieli innego księdza!” – wcale to nierzadkie słowa, pełne rezygnacji i rozczarowania. Czyżby?… Kształt ich kapłaństwa zależy od nas.

Trzeba zaznaczyć, że każdy ksiądz, mając inny charyzmat, do innych ma być posłany. I ta różnorodność jest piękna i potrzebna. Musimy się nauczyć z niej korzystać.

Św. O. Pio był podobno doskonałym spowiednikiem, ks. PoPiełuszko współpracował z robotnikami, św. Jan Bosko grał w piłkę z największymi łobuzami, z tymi, których społeczeństwo zepchnęło na margines. A Jan Paweł II? Dla niego człowiek był ważniejszy niż wszelki paragraf. Czy któryś z nich był lepszym od pozostałych? Każdy był inny. Wezwani do różnej służby w tym samym powołaniu. Do tej listy możemy dopisać kolejnych kapłanów. „Swoich”.

Kiedy ja patrzę na swoje życie, dostrzegam, jak bardzo różni kapłani byli w nim obecni. Dziś jednych wspominam lepiej, innych gorzej. Ale teraz też wiem, że każdy z nich był mi potrzebny w tamtym konkretnym momencie mojego życia. Każdy z nich był – i tak jest nadal! – dla mnie darem. Bo kapłaństwo jest darem i zadaniem dla księży – dla nich samych, ale i dla każdego z nas.

Kończy się Rok Kapłański ogłoszony przez papieża. Ale przecież nie musi i nie powinien kończyć się czas naszych modlitw za kapłanów. Nieustannie powinniśmy powierzać ich służbę i powołanie samemu Bogu.

To takie niesamowite sprzężenie zwrotne! Kształt ich powołania tak bardzo zależy od nas, naszego zaangażowania w ich służbę. A to, jakimi będziemy ludźmi, ojcami, żonami, matkami, pracownikami, kierowcami, dyrektorami… tak bardzo zależy też od kapłanów…

Panie Jezu Chryste, dziękuję Ci za kapłanów, za księży, osoby duchowne. Za to, że są. Dziękuję Ci za obecność każdego księdza w moim życiu. Ty sam im błogosław! Dodawaj sił i umacniaj. Dziękuję Ci za ich cierpliwość, kiedy zadaję kolejne pytania…

Asia

"Gdy będzie wam trudno, gdy będziecie w życiu przeżywać jakieś niepowodzenie, czy zawód, niech myśl wasza biegnie ku Chrystusowi, który was miłuje, który jest wiernym towarzyszem i który pomaga przetrwać każdą trudność".