Nasz Kościół, Boże Narodzenie 2012

ROZWAŻANIA NAD SŁOWEM BOŻYM

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza:

Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili nawzajem do siebie: Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił. Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane.

"Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło” – tym wezwaniem pasterze odpowiadają na wieść o narodzeniu Jezusa. Gdy Bóg przychodzi, nie wystarczy czekać – trzeba Mu wyjść na spotkanie. Tak jak magom przybyłym ze Wschodu, a później Apostołom wędrującym ścieżkami Galilei, tak jak uczniom idącym do Emaus – Jezus objawia się ludziom, którzy wyruszyli w drogę.

Ks. Jan Konarski

 

W MROŹNY GRUDNIOWY WIECZÓR...

Szli się zapisać w spisie powszechnym. Strudzeni bardzo, bo dla Kobiety nadchodził czas rozwiązania. W spiekocie dnia, na osiołku i pieszo, podróżowali do Betlejem. Nadchodził wieczór, gospody przepełnione, ludzi zgromadziło się co niemiara.

Rozporządzenie Cezara Augusta – każdy porządny Żyd pragnął się zastosować do dekretu. Więc szukali miejsca dla siebie, Józef i Maryja, w tłumie ludzkich spraw, rozgardiaszu codzienności, zmęczeni, wypatrywali odpoczynku.

Najbardziej chyba przejęty był Józef, bo dla swojej Kobiety nie mógł znaleźć nic odpowiedniego, żadnego miejsca na spoczynek. Zaniepokojony odchodził od kolejnych drzwi z odmowną odpowiedzią. Gdzie dzisiaj spędzą noc? Czy to już ten właściwy moment dla Maryi? Jak Ona da sobie radę? Może nie powinni wyruszać z domu w takim stanie? Różne pytania kłębiły się w głowie mężczyzny, kiedy usłyszał, że mogą odpocząć w stajni, nieopodal ostatniej gospody, gdzie pytał o wolne łóżko dla małżonki. To niestety jedyne miejsce. Nic więcej nie uda się zorganizować. Popatrzył niepewnie na Maryję. Zobaczył w Jej oczach zmęczenie, lecz i przyzwolenie. Sama też była na tyle strudzona, że nawet ta zwykła stajnia dawała nadzieję wytchnienia. Zostali.

I nadszedł wieczór i noc i czas rozwiązania. Wielka światłość rozświetliła niebo nad gospodą i stajnią. Z pobliskich pól zbiegli się pasterze, przywołani głosem anielskim, onieśmieleni padli na kolana. Matka z zadumą i radością tuliła swoje Dziecko, swojego Synka. Radość zbudziła się nie tylko w sercu Matki. Wszyscy, którzy przybyli doświadczali podniosłości tej chwili. Narodzin jedynych w swoim rodzaju. Przepełnionych nadzieją i mocą. Narodzin niezwykłych.

Inny wieczór. Cała Polska przejęta. Padają liczne spekulacje. Kto porwał to dziecko? Co oni chcą od tej młodej matki? Jak to możliwe, aby ogłuszyli matkę i zabrali dziecko? Gdzie jest Madzia? Wszyscy się zastanawiali. Sprawa przeciągała się. Coraz dochodziły kolejne ślady i dowody. A potem wybuchło. Matka przyznała się, że dziecko zginęło w nieszczęśliwym wypadku. Zostało zakopane w Sosnowcu, to przecież niedaleko od Grodźca. Huczało w mediach i na przystankach autobusowych. Oburzeni wyrażali bardzo kategoryczne opinie. Psychologowie dyskutowali o trudnej sytuacji samotnych matek.

Dziennikarze poszukiwali sensacji. Zwykli ludzie kiwali głowami: Do czego to doszło, żeby tak własne maleńkie dziecko udusić?... Dziś matka Madzi siedzi w areszcie i czeka na sprawę i wyrok. Ale przecież to nie jest odosobniony przypadek. Podobnych zdarza się kilkadziesiąt rocznie, może mniej rozdmuchanych i nagłośnionych, niemniej jednak są. Niechciane dzieci, które spotyka tragiczny los. Czy tylko powodem jest niestabilność emocjonalna matki, ewentualnie rodziców? Zaburzenia poporodowe, baby blues czy depresja? A może bieda? Może szok po porodzie? Może brak wsparcia od najbliższych, rodziny, przyjaciół, ojca dziecka? A może też społeczny świat stereotypów, gdzie dzieci powinny przychodzić na świat tylko w dobrych, kochających się i pełnych rodzinach, z tatą i mamą. Samotne, młodociane matki są jakby wyrzutem społecznym. Jak ona się prowadzi? Czy ona mózgu nie miała, kiedy się z nim zadawała? Miłość zaślepia, a konsekwencje? Wiele jest takich zarzutów. Zbyt łatwo stawianych. A przecież to my jesteśmy tym społeczeństwem, które krzywo patrzy na takie samotne matki. Albo jeszcze lepiej: taka matka z większą ilością dzieci niż dwoje jest traktowana jak z marginesu społecznego. Po co im tyle dzieci? Po co im te dzieci? A może pieniądze społeczne będą jeszcze na nie chcieli? Przecież jedno dziecko jest bardzo trudno wychować i zaopatrzyć we wszystko, czego potrzebuje na co dzień, co tu mówić o trójce, czwórce dzieci. To nie do pomyślenia. Trudno jest nam PRZYJĄĆ DZIECKO. Przyjąć dziecko do serca, do siebie, do własnego domu. Bo przecież może nam czegoś zabraknąć, możemy sobie nie poradzić, możemy nie wychować… W społecznym zwierciadle stereotypów i uprzedzeń pojawia się wiele takich myśli. I brak zaufania. Brak wiary w to, że jakoś powinno się poukładać, że jakoś to będzie, jakoś damy sobie radę. Jest takie proste powiedzenie: „Bóg dał dzieci, to da i na dzieci”. Wiele rodzin może zaświadczyć, że powiedzenie to ma wiele z prawdy. Niemniej jednak trudno uwierzyć w dzisiejszym, jakże konsumpcyjnym świecie. Zasadą w nim jest wygoda i dobrobyt, za każdą cenę…

Wieczór wigilijny. Spotykamy się przy białym obrusie na stole, dzielimy opłatkiem. W gronie najbliższych, których kochamy. Często utrudzeni przygotowaniami, porządkami, zakupami. A jednak doświadczamy ciągle, od tylu już lat, tej wyjątkowej podniosłości chwili. Tego momentu, kiedy pierwsza gwiazda obwieszcza ten moment, MOMENT BOŻEGO NARODZENIA. Otwarte Pismo Święte na stole, czytamy z przejęciem, kiedy odtwarzamy tamte chwile sprzed dwóch tysięcy lat. W tle słychać kolędy. Dzielimy się opłatkiem, dobrym słowem, uśmiechem i trudem dnia codziennego. Mówi się, że ustają wtedy wojny, ustają wszelkie spory. Nastaje moment, gdy rodzi się Dziecię, gdy rodzi się Chrystus Pan, gdy przychodzi On do mojego serca. Czy będzie ono gotowe na Jego przyjęcie? Czy On zastanie otwarte drzwi mego serca? A może gdzieś tam na dnie tli się obraza czy nadąsanie na krnąbrną córcię, syna, co nie słucha poleceń, małżonka, który zrzędzi i gdera? A może mam złość, że mało inni pomogli w szykowaniu wieczerzy? A może nie cierpię swojego szefa, bo za dużo wymaga i pieniędzy nie daje? A może była kłótnia z kolegą z pracy, która nie została rozstrzygnięta? Boże Narodzenie to taki wyjątkowy czas, kiedy możemy na chwilę zatrzymać się w naszym codziennym pędzie, kiedy możemy zastanowić się, zadumać. Co Bóg odnajdzie w moim sercu, kiedy spojrzy tam dwudziestego czwartego czy piątego grudnia, po tych wszystkich końcach świata, których wcale nie było? Czy moje serce jest gotowe, aby PRZYJĄĆ DZIECIĘ? Czy jestem gotowy, aby przyjąć do tego serca i drugiego człowieka, takim jaki jest?

Monika Kordaszewska-Polak

 

BOŻE URODZINY

No to mamy Święta. Kolejne Święta Bożego Narodzenia. Szał i wielkie poruszenie zaczynają się już praktycznie na początku grudnia. Prezenty, choinka, stroiki, bombki, łańcuchy – teraz, bo po promocyjnej cenie. Może nowe zasłony; przydałaby się dodatkowa zastawa obiadowa… Uff. To dopiero początek.

No tak, bo im bliżej świąt to i działania w domach ruszają intensywniej. Wielkie sprzątanie, wiadomo. Dekorowanie mieszkań, choinka – tym akurat mogą zająć się dzieci. I zakupy, zakupy, zakupy. Najpierw Wigilia – a zaraz potem dwa dni Świąt. No to ruszamy do pracy; dni mijają szybko, godziny posuwają się do przodu, czy aby wszystko zdążymy przygotować na czas?

Jest! Udało się! 24 grudnia, wieczór. Wszystko dopięte na przysłowiowy „ostatni guzik”, można wypatrywać gwiazdki i rozpoczynać świętowanie.

Tylko… jakieś to wszystko dziwne takie… ulga jest, stanęliśmy na wysokości zadania i zrobione jest wszystko, niczego nie brakuje. Nawet prezenty w tym roku są oryginalne; wujek nie dostanie tym razem kolejnej pary skarpet. Więc, o co chodzi? Zamiast radości jest zmęczenie, a ci wszyscy przy stole dziwnie drażnią. Niechby jedli szybciej i poszli już sobie do swoich pokoi, w końcu należy nam się odpoczynek.

No, ale jak? Przecież Boże Narodzenie to ponoć rodzinne święta. No nic. Może na pasterce, jak usłyszymy kolędy, poczujemy się inaczej…

Na pasterkę iść trzeba, żłóbek zobaczyć, jaki w tym roku zrobili…

… Jest pięknie; choinki, lampki, gwiazdki błyszczą…

… Komunia. Wypadałoby iść, w końcu to Boże Narodzenie. Tylko spowiedź… Tak jakoś ten czas przygotowań szybko zleciał…

Dwa dni Świąt. A potem ciężka harówka, gonitwa i tysiąc prac będzie za nami. Wróci codzienność i nareszcie będzie można odpocząć.

I naprawdę nie można inaczej?

Święta Bożego Narodzenia. Narodziny Boga. Urodziny. Przecież, kiedy rodzi się dziecko, towarzyszy temu ogromna radość i szczęście; pragnienie podzielenia się tą radością z całym światem. A kiedy rodzi się Bóg? A kiedy rodzi się Miłość? Zabrakło radości, zabrakło najważniejszego, bo zabrakło czasu…

I naprawdę nie można inaczej?

A może spróbuję w tym roku? Inaczej? Na przekór sobie i temu, co krzyczy świat!?

Chyba nic się nie stanie, jeżeli szafka z bielizną pościelową nie zostanie przetrząśnięta, i nie będzie 5 rodzajów śledzi na wigilii. Może spróbuję w tym roku inaczej?… Spojrzeć w oczy naprawdę, wysłuchać naprawdę, nie zajmując myśli tysiącem swoich spraw, potrzymać za rękę, pomilczeć naprawdę…

Może spróbuję w tym roku… naprawdę być, bez zbyteczności wypowiadanych słów, bez nerwowych ruchów zniecierpliwienia.

…Zwyczajny szpitalny oddział. I zwyczajni pacjenci przybywający podreperować swoje ręce, nogi, kręgosłup. Górnicy, bezrobotni, lekarze, przedsiębiorcy… Tu zwyczajni pacjenci. I wśród nich całkiem niemało tych, którzy tak bardzo pragną przedłużyć swój szpitalny pobyt, którzy tak bardzo pragną zostać jeszcze kilka dni. By nie wracać na święta do pustego domu, gdzie nikt nie czeka, gdzie nie ma z kim przełamać opłatka, gdzie nie będzie z kim podzielić się radością Narodzin Boga…

A może w tym roku spróbuję inaczej?

Na przekór sobie i temu, co krzyczy świat?…

 

***

i pomyśl
jakie to dziwne
że Bóg miał lata dziecinne
matkę
osiołka
Betlejem

/ks. J. Twardowski/

Asia

 

KOMUNIKAT BISKUPA SOSNOWIECKIEGO

Drodzy Diecezjanie!

Z bólem przekazuję wiadomość o włamaniu do kaplicy szpitalnej w Czeladzi i znieważeniu Najświętszego Sakramentu oraz kradzieży naczyń z tabernakulum. Ten haniebny czyn tym bardziej boli, że miał miejsce tuż przed świętami Bożego Narodzenia, a kilkanaście dni po bulwersującej próbie znieważenia obrazu naszej Królowej, Matki Bożej Jasnogórskiej. W Najświętszym Sakramencie jest obecny sam Chrystus. W tajemnicy Eucharystii dokonuje się ustawicznie dzieło naszego zbawienia. Każde targnięcie się na Boga ukrytego pod postaciami chleba i wina oznacza upadek człowieka. Kto nie ma szacunku dla Boga, który jest Miłością, ten nie uszanuje żadnej innej wartości. W kaplicy szpitalnej w Czeladzi zostaną odprawione specjalne obrzędy pokutne za zniewagę Boga wyrządzoną na tym miejscu. Wydarzenie tego typu winno mobilizować całą wspólnotę naszego Kościoła do obrony czci Eucharystii. Dlatego zarządzam, aby w niedzielę 30 grudnia br., w święto Świętej Rodziny, we wszystkich parafiach po każdej Mszy świętej odśpiewano suplikacje przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Niech dobry Bóg przyjmie nasze wynagrodzenie. Oddal od nas Panie Twe słuszne za nasze grzechy karanie. Odpuść ludowi swojemu i nadal nam błogosław.

Wasz Biskup + Grzegorz

 

Numer konta parafii:  42 2490 0005 0000 4500 3360 5563

 


Redakcja: Anna Niziurska, Joanna Stępień, Anna Dudek, Grzegorz Pieńkowski, Jadwiga i Jerzy Wieczorek, Katarzyna Borowiec, Ks. Piotr Pilśniak

E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Życzenia, artkuły oraz wiersze można przysyłać pocztą elektroniczną na adres NK.

Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzenia korekty nadesłanych tekstów.

"Pragnienie, by żyć lepiej, nie jest niczym złym, ale błędem jest styl życia, który wyżej stawia dążenie do tego, by mieć aniżeli być, i chce więcej mieć, nie po to aby bardziej być, lecz by doznać w życiu najwięcej przyjemności"