Nasz Kościół, nr 200 (22.09.2013r)

ROZWAŻANIA NAD SŁOWEM BOŻYM

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza:

Jezus powiedział do swoich uczniów: Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą. Na to rządca rzekł sam do siebie: Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: Ile jesteś winien mojemu panu? Ten odpowiedział: Sto beczek oliwy. On mu rzekł: Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt. Następnie pytał drugiego: A ty ile jesteś winien? Ten odrzekł: Sto korcy pszenicy. Mówi mu: Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości. Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy /wszystko/ się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie.

Nasza wiara, aby była autentyczna, musi sięgać konkretów codziennego życia. Dzisiaj Pan Bóg pyta nas o nasze odniesienie do ludzi i o dysponowanie dobrami materialnymi. Oszustwo, wyzysk, chciwość nie pozostaną bez konsekwencji. I do nas skierowane są słowa: Zdaj sprawę z twego zarządu. Póki mamy czas, możemy sobie zjednywać bliźnich. Tylko okazując miłosierdzie ludziom, możemy liczyć, że i Bóg nam je okaże.

ks. Jarosław Januszewski

 

BEZ ZNIECZULENIA

Z ks. Mirosławem Malińskim rozmawia Katarzyna Kolska

Chęć bycia z drugim człowiekiem i budowanie z nim głębokiej więzi nie może się opierać na lęku przed samotnością, przed cierpieniem. Motywacja powinna być zupełnie inna: marzę o tym, by dać komuś poczucie bezpieczeństwa, by stworzyć dom.

Dlaczego niektórzy ludzie są sami, chociaż bardzo tego nie chcą?

To efekt długotrwałego procesu wychowania antyrodzinnego. Więzi międzyludzkie nie jawią się nam jako coś najważniejszego. Rodzice nie są zainteresowani tym, jakich przyjaciół ma ich syn czy córka, jak im się układa z rówieśnikami w szkole czy w domu z rodzeństwem.

Dziecko od najmłodszych lat ciągle słyszy, że ma się uczyć. Jest jakaś ślepa wiara w to, że dobre wykształcenie oznacza dobrą pracę. A dobra praca gwarantuje dobre zarobki. I jeśli już ktoś będzie miał pieniądze, to nie będzie miał żadnych problemów.

Kiedy nastoletni syn mówi rodzicom, że ma dziewczynę, a córka, że ma chłopaka, to rodzice niejednokrotnie zamiast się ucieszyć, mówią: Nie zajmuj się głupotami! Masz się uczyć!

No bo myślą, że na dziewczynę i chłopaka przyjdzie jeszcze czas.

A ja się pytam, kiedy ten czas ma przyjść, jeśli nie wtedy? Dlaczego rodzic nie usiądzie ze swoim dzieckiem i nie powie: Opowiedz mi o niej, o nim. Kim on, ona jest? Co czujesz?

Obecnie towarzyszę kilku małżeństwom, które się rozpadają. Schemat jest podobny. Dziewczyny są lekarkami, walczą o specjalizacje. Ich mężowie to przystojni, wykształceni, dobrze zarabiający mężczyźni, zajmujący się domem i dziećmi. Zawożą dzieci do przedszkola czy szkoły, sprzątają, gotują, piorą, prasują. A dziewczyny mówią, że one potrzebują czegoś więcej. Że ci mężczyźni są mało atrakcyjni, że nie są dla nich wyzwaniem.

W ewangelii czytamy: tam skarb twój, gdzie serce twoje.

I dla nich skarbem stała się kariera?

Tak. One mówią wprost: ja nie poświęcę się rodzinie, nie zmarnuję tych wszystkich lat nauki, tego wysiłku. Ja chcę się rozwijać.

Świat trochę zaprzecza temu, co ksiądz mówi. Wystarczy spojrzeć na portale społecznościowe, które powstają jak grzyby po deszczu. Młodzi ludzie siedzą na Facebookach, Gadu-gadu, trudno im oderwać się od komputera czy telefonu komórkowego. Chcą być ciągle w kontakcie, ciągle na bieżąco.

Ale dlaczego wirtualnie? Bo brakuje im tych kontaktów. To pokazuje, jak bardzo niezaspokojona jest potrzeba więzi i jak trudno ją zaspokoić w realu.

Wszelkie badania socjologiczne wykazują, że dla 60–80 proc. ludzi najważniejszą wartością w życiu jest rodzina. Tylko co z tego, skoro myśmy się nie nauczyli spotykać ze sobą. Rodzice nie rozmawiają z małymi dziećmi o tym, jak ważne jest budowanie więzi z drugim człowiekiem, jak ważna jest w życiu przyjaźń, jak ją kształtować, jak przejść przez kryzys przyjaźni.

Żyjemy w rodzinach, które są klaustrofobiczne. Nie ma w nich miejsca na babcię czy dziadka.

Trochę o to walczyliśmy – żeby młode małżeństwa mogły funkcjonować samodzielnie, bez teściowej, bez teścia, na własny rachunek.

Ja wychowałem się w domu, w którym była babcia, niezwykle mądra i dobra kobieta. Ile ja się rzeczy od niej dowiedziałem, ile ona ze mną rozmawiała! A my się dziś bronimy przed mądrością starych ludzi, rodziny wielopokoleniowe umarły.

Babcia jest w domu takim wentylem bezpieczeństwa – dziecko pokłóci się z rodzicami i jest trzecia osoba, która wysłucha i pomoże zrozumieć tę sytuację. Ten dom trzeba w ogóle wyczarować, stworzyć. Usiąść razem przy stole, zjeść wspólnie posiłek, znaleźć czas na zwyczajną, swobodną rozmowę. Rzadko dajemy dzieciom okazję, by mogły powiedzieć, co czują, co myślą, czym żyją. One są przez nas nieustannie oceniane. A na dodatek jeszcze chronimy je przed bólem, cierpieniem – mamy szampony, które nie szczypią w oczy, mamy znieczulenia przed zastrzykiem…

Pozwólmy dziecku przeżyć stratę – kupmy świnkę morską, która zdechnie, pozwólmy na ból – niech ten szampon dostanie się do oczu i niech poszczypie chwilę, niech ten zastrzyk zaboli, niech to kolano się stłucze…

Żeby się dziecko zahartowało?

Żeby się dowiedziało, że ból jest nieunikniony, i oswoiło z tym, że bliski związek z drugim człowiekiem może rodzić cierpienie.

Miłość raczej nie kojarzy nam się z bólem.

Bo idealizujemy. Bo miłość źle pojmujemy.

Częściej ksiądz spotyka samotne, nieszczęśliwe dziewczyny, czy samotnych chłopaków?

Zdecydowanie samotne dziewczyny. Jest w nich ogromna potrzeba bycia blisko kogoś, spełnienia się w macierzyństwie. Są pod presją.

Zegar biologiczny im tyka…

To pewnie też. Do tego dochodzi jeszcze potrzeba sklejenia się z chłopakiem, ogromnej bliskości, takiej, żeby on stał się drugim ja. Żeby ciągle był z nią i przy niej. Żeby nie jeździł na rolkach, nie spotykał się z kolegami, nie miał swoich znajomych. Tylko ją. W takim sklejeniu, w nieustannej bliskości nie jesteśmy w stanie dobrze się sobie przyjrzeć. Żeby miłość mogła zaistnieć, potrzebny jest dystans – ale tego nigdzie nas nie uczą, nikt nie zajmuje się nauką obcowania z drugim człowiekiem. A jeśli uczą, to pod kątem pracy w korporacji, bo tam te umiejętności się przydadzą.

No i trzydziestka na karku, on samotny, ona samotna. On nieszczęśliwy, ona nieszczęśliwa. Przychodzą do księdza i...?

Nie wiem, co im powiedzieć. Sam patrzę i się dziwię. Codziennie w naszym duszpasterstwie jemy razem obiad. Przy stole siedzi 30 osób, w tym trzy samotne dziewczyny i czterech samotnych facetów. Każde z nich bardzo pragnie być z kimś. I nic.

Nic nie iskrzy?

No nie iskrzy.

Ksiądz nie może im jakoś pomóc?

A co mam zrobić? Dać im jakąś katolicką viagrę? Próbuję z nimi rozmawiać, zrozumieć, w czym tkwi problem. Oni się boją nieprzewidywalności sytuacji, a wejście w życie rodzinne to ryzyko. Do tego wszystkiego świat im jeszcze podpowiada: najpierw dobra praca, samochód, mieszkanie, dopiero potem małżeństwo. A taka droga jest powodem ogromnych problemów małżeńskich. On ma swoje mieszkanie, ona swoje, on ma swój samochód, ona swój, a każde z nich mnóstwo przyzwyczajeń i nawyków. I jak to nagle razem skleić? Oni nie będą mieli naturalnie wypracowanej wspólnoty dóbr, nie przejdą razem przez trud zdobywania czegoś, walczenia o coś. Ci, którzy mają 22, 23 lata, mieszkają w akademiku albo na stancji – jak ich ta wspólna walka łączy. Razem zawalczyć o życie, dojść do czegoś od zera, to jest coś! Obawiam się, że błędem rodziców jest zabranianie wczesnego małżeństwa. Cdn…

Źródło: www.katolik.pl

 

GŁODNY

Mój Bóg jest głodny ma chude ciało i żebra
nie ma pieniędzy wysokich katedr ze srebra
Nie pomagają mu długie pieśni i świece
na pierś zapadłą nie chce lekarstwa w aptece
Bezradni rząd ministrowie żandarmi
tylko miłością mój Bóg się daje nakarmić

Ks. Jan Twardowski

 

INFORMACJE

Zapowiedzi przedślubne:

  • Maja Janina Markiewicz, panna z naszej parafii i Piotr Paweł Pikuła, kawaler z parafii pw. bł. Honorata Koźmińskiego w Grodźcu

 

ŻYCZENIA

Wszystkim obchodzącym w najbliższym tygodniu imieniny i rocznice urodzin oraz rocznice zawarcia sakramentu małżeństwa, życzymy szczególnego błogosławieństwa Bożego, opieki Matki Bożej, potrzebnych łask i wstawiennictwa św. Patronów

Życzy Redakcja „NK”

 


Redakcja: Anna Niziurska, Katarzyna Borowiec, Jadwiga i Jerzy Wieczorek, Monika Kornasewska-Polak, Ks. Piotr Pilśniak

E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Życzenia, artkuły oraz wiersze można przysyłać pocztą elektroniczną na adres NK.

Redakcja zastrzega sobie prawo wprowadzenia korekty nadesłanych tekstów.

"Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza modlitwa będzie pokorna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać".